środa, 31 lipca 2013

Walczymy...

Kto by pomyślał, że przez 10 dni tak wiele może się zmienić…długo zabierałam się do tego wpisu, bo łatwiej jest dzielić się radościami niż smutkami.
Nie chciałabym opisywać wszystkiego ze szczegółami bo przerabiam to już od kilku dni na okrągło i jestem trochę skołowana nagłym obrotem spraw.

 W skrócie sprawa wygląda tak, że około tygodnia wstecz Pirat się znacznie uspokoił. Nie był już taki nerwowy i ciekawski, zaczął więcej spać. Na początku myślałam, że po prostu oswoił się z nową sytuacją i wydedukowałam sobie tak po ludzku, że „odsypia” swoje przeszłe stresy. W ciągu kilku dni zdałam sobie jednak sprawę, że to nie jest przecież człowiek i jego zachowanie jako psa nie jest naturalne, a nawet człowiek który tak by się zachowywał zostałby zapytany o samopoczucie.

Pirat zaczął słabnąć w oczach. Nie dawał się zachęcić do niczego oprócz szybkiego jedzenia i picia, aby zaraz potem położyć się na posłaniu i spać. Niechętnie wstawał, aby wyjść na spacer, a kiedy już na nim był to stał na trawniku z tępym wzrokiem i wydawało się, że zasypia na stojąco. Wkrótce doszło już do tego, że nie mogłam go nawet normalnie obudzić. Wybudzenie i zwleczenie na spacer trwało około 5 minut. Co gorsza zaczął się przewracać – cały łańcuch wydarzeń zamienił się w istną lawinę, wszystko działo się bardzo szybko.


Zostaliśmy stałymi gośćmi lecznicy. Ostatnio doszło nawet do tego, że byłam tam pierwszym i ostatnim gościem, bo przyszliśmy z samego rana jeszcze przed moją pracą, a wróciliśmy zaraz po mojej pracy, aby wyjść razem z ostatnimi lekarzami około 21:00. Pirat przeszedł różnorakie badania – przede wszystkim neurologiczne, krew, usg, osłuchiwanie itd. Za priorytet postawiłam sobie znalezienie diagnozy – jego zachowanie było zbyt dramatycznie różne od tego z początków miesiąca, żeby to zbagatelizować.
Udało się i jest to moim zdaniem wielki sukces pani Karoliny z lecznicy Amicis (polecam wszystkim w Trójmieście to wspaniałe miejsce). Wieści nie są najlepsze, ale już traciłam nadzieję, że dowiem się co mu jest, a bez tego przecież nie ma leczenia i dlatego tak bardzo cieszę się z diagnozy. Z tego co ja pojmuję swoim nieobytym w tej dziedzinie rozumowaniem Pirat w wyniku ciężkiej i nie leczonej niewydolności wątroby zapadł na encefalopatię wątrobową czyli zatruwanie organizmu, a przede wszystkim mózgu wydzielającym się amoniakiem. Skutkuje to padaczką neurologiczną. Osłabienie, apatia, depresja, przewracanie się, drgawki, tępy wzrok, słaba reakcja na bodźce – to wszystko objawy tego świństwa. Co gorsza padaczki nie można na razie leczyć, bo wątroba nie wytrzyma w żadnym wypadku obciążenia.

Obecnie jest na dwu tygodniowej kuracji wątroby – karma Royal Canin Hepatic plus codzienna dawka tabletek na wątrobę. Na całkowitą regenerację nadziei nie ma, ale jest nadzieja na poprawę i opóźnienie rozwoju choroby. Jeżeli takowa nastąpi – możemy dalej leczyć.

Basia i pani Justyna z Amicis powiedziały, że znane im jest coś, co można by określić syndromem schroniskowca. Psy czasami „rozkładają się” kiedy poziom stresu opada. Tak prawdopodobnie stało się z Piracikiem. Naprawdę przykro się na niego patrzy, ale może na mnie liczyć. Kiedy trzeba walczyć o zdrowie i życie drugiej istoty to można sobie przypomnieć co się liczy na tym świecie i co to znaczy być człowiekiem :)

Ktos zapytał mnie czy gdybym wiedziała to podjęła bym drugi raz decyzję o adopcji Pirata. Hmmmm...myślę, że podjęła bym ją jeszcze jakieś sto razy;)

sobota, 20 lipca 2013

Wrażenia z pierwszego tygodnia – kto tu rządzi?

 Pirat w domu już grubo ponad tydzień J To był bardzo intensywny tydzień dla mnie, a dla niego to chyba najintensywniejszy w życiu!

Największym sukcesem tego tygodnia jest to, że będziemy mogli chyba powoli rozwijać dywan. Z małą pomocą pani weterynarz, moją i Rafała determinacją oraz niebagatelną inteligencją Pirata udało się ustalić gdzie trzeba się załatwiać.

Oprócz tego, jak widać obok, komenda „siad” opanowana do perfekcji!

Chodzenie przy nodze też nie sprawia kłopotu. Powiem nawet, że kiedy idę z Piratem przez miasto jestem całkiem dumna, że mam takiego wyszkolonego pieska. Podczas kiedy inni właściciele są wyprowadzani przez swoich pupili my idziemy sobie łapa w łapę szybkim marszem jak starzy, dobrzy kumple
( no.. ja nie jestem znowu taka stara, Pirat w sumie też nie – dobrze, że tego nie słyszy, bo jeszcze by się obraził!).

Pirat dużo myśli. Patrzy na wszystko co robię, jest ciekawski, analizuje. W tramwaju zawsze musi stać przy oknie, żeby wszystko widzieć.

No i kolejny wielki sukces: Pirat zapoznał się z Brunonem (ta sama rasa ;) ), który mieszka u moich rodziców. Byliśmy już dwa razy razem na spacerze w lesie i mimo, że Bruno to rozpieszczona zawadiaka jakich mało (pozdrawiam mamo, wiem, że to czytasz) czuję w kościach, że w przyszłym roku o tej porze będą już najlepszymi kumplami.

Piracik kocha inne psy. Na szczęście spotykamy dużo wyluzowanych właścicieli ( w lesie i w marinie) więc spokojnie może się obwąchiwać z różnymi psami czym jest zawsze bardzo podekscytowany. I powiem w tajemnicy, że widać, że on  m a r z y   o bieganiu. Hasa po lesie jak źrebak i tylko ta nieszczęsna smycz go limituje. Poznał już też miejscowe kaczki, łabędzie i ryby. Ryby należą do jego wielkich fascynacji i czasami boje się, że skończy się to niespodziewaną kąpielą w Motławie.

Pani Basia ciągle z nim rozmawia, a panowie ochroniarze cieszą się z towarzysza służby i „psa obrońcy” mimo iż oprócz ochraniania mariny muszą teraz dodatkowo pilnować swojego drugiego śniadania ;)

Żeby nie było tak słodko Pirat, owszem kochany, ale popisuje się swoim charakterkiem na każdym kroku i należy raczej do uparciuchów. Nałogowo grzebie we wszystkich możliwych napotkanych śmietnikach! Zna już chyba wszystkie śmietniki w mieście i o zgrozo od czasu do czasu uda mu się wyciągnąć coś dla siebie.
Jedną z jego ulubionych rozrywek jest również wspinanie się na wszelkiego rodzaju stoły, blaty, biurka i inne meble na których znajduje się jedzenie. W starciach Pirat – naleśniki – my czy Pirat – kanapki – my, na razie niestety przegrywamy, ale Rafał wymyślił metodę na spryskiwacz, która  (o ile zdążymy wydedukować dostatecznie szybko co się święci) skutecznie zniechęca do takich wybryków. Metoda jest łatwa i jak się można domyśleć polega na ataku wodnym ze spryskiwacza w momencie przyczajki na kanapki, placki czy kurczaka.

Czas upływa nam na ustalaniu hierarchii, bo Pirat raczej nie jest typem, który tylko marzy o tym, żeby się podporządkować i podążać za przywódcami stada czyli mną i Rafałem ;P Sprawdza nas na każdym kroku i uwierzcie mi, że to jest prawdziwa szkoła charakteru! Czasami wydaje mi się, że to ja bardziej bym chciała, żeby wskoczył na kanapę albo spał ze mną w łóżku niż on! Dodatkowym wyzwaniem jest to, że on naprawdę jest głuchy jak pień ;P Kiedy zrobi coś źle nie można po prostu po ludzku skarcić go słowami tylko trzeba się nagimnastykować, żeby w jakiś inny sposób przekazać mu, że to co zrobił nie było fajne. On na końcu i tak robi zawsze taką słodką minkę mówiącą „jaaa? Ja coś zrobiłem? Ale o co chodzi? Jestem taki słodziutki, niewinny  i kochany, a ten naleśnik po prostu powiedział mi na ucho, że muszę go szybko zjeść!”.

P.S. Właśnie zaczaił się na drożdżówkę – spryskiwacz nie pomógł! Zostały dla mnie tylko okruszki – przy Piracie chyba poprawi mi się sylwetka! ;))

Martwimy się też jego wynikami, ale jesteśmy pod opieką bardzo dobrej lecznicy w Gdańsku - Amicis. Piracior już łyka żelazo (syrop dla niemowląt to obecnie jego ulubiony przysmak), a po weekendzie dowiemy się wszystkiego ostatecznie z badań moczu. Staram się być dobrej myśli, na szczęście mam ten wewnętrzny spokój, który daje opieka dobrych weterynarzy.

piątek, 12 lipca 2013

Dzień adaptacyjny i pierwszy dzień w pracy.


 Konik w nadmorskim parku ;)


 Na życzenie: zdjęcie na tle morza.


 W restauracji zachowywał się jak wyszkolony piesek.


Pierwszy obchód w pracy! Poznał już panią kierownik, ochroniarzy, panów konserwatorów, a pani Basia, która u nas sprząta i ma bardzo donośny głos próbowała się z nim porozumieć mimo zapewnień, że on nie dosłyszy;)


Praca biurowa jest dużo nudniejsza od tej w terenie...


Po całym dniu czas na zasłużony odpoczynek ^^


Wzruszam się kiedy na niego patrzę. Ten pies stracił przez człowieka tyle czasu! Po jednym dniu u mnie jest tak grzeczny, jakby przeszedł wszystkie stopnie psiego szkolenia (no może prawie wszystkie;) ). Na kei wszyscy się nim zachwycają, usłyszał nawet kilka komplementów, że wygląda młodziutko. Z radością wita się z innymi psami (nawet na smyczy), a wczoraj pewna pani z łódki chciała go zabrać ze sobą. Sam wskakiwał na jej jacht, a ona tęskniła za swoim pieskiem, którego nie mogła wziąć w rejs, bo boi się wody. No, ale to chyba jasne, że tutaj już nikt go nie odda, nawet za największe pirackie skarby ;)

wtorek, 9 lipca 2013

Jesteśmy w domu :)

Dotarliśmy!

O matko nie wiem co tu na szybko napisać, bo ten mały szaleje i trzeba go pilnować!

Pirat obwąchuje każdy kącik, a na dworze każde zdziebełko trawy. Wszystko jest taaaakie interesujące! Chciałby ogarnąć tym nochalem cały świat.

W domu pierwsze co zrobił to wskoczenie na łóżko - a jakże by inaczej! Po paru szturchnięciach pod żeberka i stanowczym geście wskazującym podłogę zaczął posłusznie schodzić za co otrzymywał przysmaki. Ale Pirat nie jest naiwniakiem - dziesięć minut zajęło mu wywnioskowanie, że wskoczenie i zeskoczenie z kanapy równa się smakołyk. Mamy tu więc istne agility.

Dobrał się też do śmietnika, ale po kilku kuksańcach w celu wytrącenia równowagi stracił zainteresowanie obiektem. Myślę, że on będzie wszystko w mig pojmował! Generalnie będziemy opierać się na bodźcach dotykowych i gestach.

Obecnie zajmuje go lustro - jak na pięknisia przystało wodzi nosem za swoim odbiciem i fascynuje go to o wiele bardziej niż nowe zabawki.

Nasz dywan niestety okazał się również łudząco podobny do trawki, a tym samym ochrzczony przez nowego lokatora. Kiedy zobaczyłam co się święci jedyne co wpadło mi pod rękę to gazeta, która odrobinę uratowała sytuację. Pech chciał, że był to AutoŚwiat od niepamiętnych czasów kolekcjonowany przez Rafała! No cóż - AutoŚwiat wylądował w koszu. Tylko nic mu nie mówcie!;)

Zdążyliśmy też odwiedzić już sklep zoologiczny w którym okazało się, że Piracik jest sławny ("ooo, to ten facebookowy pies! trójmiasto wita!") i dostał gratisowy posiłek oraz dużo miziania.

Potem zawitaliśmy do weterynarza z pobliskiej ulicy, który zaczipował Pirata (był bardzo dzielny!) i obciął mu pazurki. Oprócz tego pan Wet zapowiedział walkę o ząbki naszego bohatera, ale to już później kiedy największy stres odejdzie w niepamięć. Oczywiście odstaliśmy dodatkowe paczuszki z karmą no i za wizytę nie zapłaciliśmy zupełnie nic! Wszyscy Pirata uwielbiają i kochają i otwierają przed nim swoje serducha : ) Musi mieć w sobie to COŚ :)

Teraz właśnie zwinęłam tymczasowo dywan, aby do reszty nie został uznany za wychodek, ale Piracior od razu sam znalazł swoje miejsce. No zgadnijcie gdzie? Zobaczcie na zdjęcie poniżej:

Nie miał żadnych wątpliwości, że ta miękka kanapka to dla niego :)

Wszystko, jest dla niego naprawdę nowe! Obserwuje mnie teraz uważnie gdy stukam na klawiaturze - jest uroczy.

W podróży był aniołkiem. Jeszcze raz dziękuję wszystkim którzy umożliwili nasz wielki powrót, a dziś w szczególności chciałabym podziękować firmie Linora zajmującej się profesjonalnym przewozem zwierząt na terenie Polski i Europy. Wspaniali ludzie prowadzą tą firmę! Dziękuję p. Rafałowi - współwłaścicielowi i zarazem kierowcy za wspaniałą podróż i garść cennych porad! Nie można było sobie wymarzyć lepszego transportu - transporter, miejsce dla mnie tuż obok, klimatyzacja, spacerki, fajna muzyka i fachowe porady!

Niedługo Rafał wraca z pracy - poznają się z Piratkiem, a potem idziemy na wspólny spacer, żeby malucha zmęczyć przed nocą. Tyle emocji w jeden dzień, że wszyscy chyba padniemy jak zabici;)

DZIĘKUJĘ: Izie i Robertowi (oraz Spartkowi za wspaniałe przywitanie), Magdzie, Basi i Iwonie!!! Jesteście wspaniałymi, dobrymi ludźmi - bez Was nic by się nie udało. Jeszcze nigdy na raz tylu ludzi mi nie pomogło. Trudno wyrazić moje uczucia względem Was słowami - powiem tyle: mam nadzieję jeszcze wrócić na Śląsk! :) 

Jestem, a właściwie mam nadzieję JESTEŚMY bardzo szczęśliwi:) Jak trochę odetchniemy to idziemy kąpać pięknisia.  Daje się już ładnie głaskać, patrzy mi w oczy, a teraz padł na posłanku i śpi. Ja też zaraz padnę! ;)